Ponieważ u mnie jakieś takie mało sprzyjające warunki dla sof, ciągle coś łapią! Co sofa to problem. Do dnia dzisiejszego nie wiem co to jest. Natomiast jeden z moich kotów wie o tym coś więcej. Tzn tak myślę, bo czule zajmuje się zbiedzoną sofą, to jedną, to drugą. Choroba to dziwna, w każdym razie zewnętrznie objawia się świądem. Tak, tak świądem i mój kot drapie te sofy by im ulżyć. Taka to dobra i współczująca istota! Z tego to powodu staram się nie za bardzo inwestować w owe sofy... Choć chętnie stałabym się posiadaczem np. Chesterfielda
( o na ten przykład takiego)
( Tak, wiem trzeba było , jak na zdjęciu, psa sobie sprawić!)
muszę jednak zadowolić się "wersją udomowioną chesterfielda" tzn klippan + drewniane nogi...
+
Wersja prosta , raczej nie wiele dekorująca.
Pomyślałam "coś z tym zrobić trzeba!" Choroby ni w ząb wyplenić nie mogę, nie znam podłoża, a i lekarz ze mnie żaden. Wniosek, sofa "wersja Adam Słodowy Chesterfield" zostaje, to trzeba coś innego wymyślić i wymyśliłam:
Uff 100 kwadracików zrobione, połączone i przytwierdzone. Ja i moje ręce mogą odpocząć!
Z szydełkiem to jest tak, że owszem podoba mi się i niejednokrotnie coś pojawia się u mnie w domu takiego właśnie szydełkowego, ale jakoś tak wychodzi.... nie na długo. Albo ktoś przyjdzie i "adoptuje", albo mi się nudzi i "wylatuje". Ponadto boję się przedobrzyć. Szydełko tak, ale nie w ilościach hurtowych i nie w "babcinym" wykonaniu. Do babć nie mam nic. Do szydełkowania w takim wydaniu też nie, ale u kogoś, na zdjęciach, ale nie u mnie.
Ciekawe jak długo poducha miejsca zagrzeje....?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz