sobota, 14 maja 2011

Fryzjerski koszmar

Nienawidzę fryzjerów!
Nawet mój kot ich nie lubi. Ma rację! Nie wiem co prawda, czy weterynarza można nazwać fryzjerem, ale maszynkę do golenia miał? Miał! To fryzjer! Może skrytofryzjer, ale fryzjer! I "na fantę" mi mojego własnego kota!
Wracając do rzeczonego...muszę się do niego wybrać. Powinnam.
Nienawiść do fryzjerów wyssałam wraz z mlekiem matki. Tylko, że mam to po ojcu, ale nic mi tu innego nie pasuje, jak to właśnie. Kiedyś (z rodzinnych opowiadań) wyszedł (ojciec nie fryzjer) w trakcie strzyżenia. Czasem też tak się czuję, ale powstrzymuje mnie tylko jedna myśl: a który to fryzjer miałby być lepszy?! No pójdę, ale nie dziś, kiedyś, w najbliższym czasie...

PS Włosy mają tę własność, że odrastają! Na szczęście!

2 komentarze:

  1. Teresko, włosy nie zęby! ja już od dość dawna mam jednakową fryzurkę, coś a la Jim Morrison z The Doors, taki wiesz, artystyczny nieład. Tak lubię i z kolorem też nie szaleję, choć zmiany lubię, jak wiesz. Natomiast niedługo przed ślubem siostry poszłam do fryzjerki, która zamiast tradycyjnego podcięcia, zafundowała mi asymetrię, której nie byłam w stanie do artystycznego nieładu doprowadzić. Ale co tam, włosy nie zęby, a ślub siostry, to przecież nie mój! Lubie wynajdywać dobre strony w tragicznej sytuacji, a złe strony w idealnej konfiguracji. Jak już wyjdziesz od fryc-mana, pstrykniej fotkę, ocenimy wspólnie :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. ja zawsze trafiam na takich fryzjerów, których wszyscy polecają, a ja od nich wychodzę z płaczem, albo do których trafiam przypadkiem i wyglądam po ich działaniach całkiem nieźle :) życzę szczęścia - poza tym, do momentu "zero" (milimetrów) zawsze można spróbować poprawić.

    swoją drogą - trafiłam przypadkiem, bo statystyki mi powiedziały, że jestem tu w linkach! dziękuję i pozdrawiam, ale nie wiem, za co mnie ten zaszczyt kopnął ;)

    OdpowiedzUsuń